samochody, których istnienia zapomniałem: wołgi drugiej młodości, moskwicze czwartej. słowa, które z niepamięci wyskakują w koślawej realizacji: żemczużina to blaszany barosklep dudniący ruskim disko, osłonięty biwakującymi Mołdawianami, diewuszka to tleniona szczerbata konduktorka w nabitej marszrutce. step, który pamiętają tylko sonety: skiba za skibą pole uprawne, widzisz kurzący traktor na horyzoncie, po dziesięciu minutach kurzy przy tobie, bo to wciąż to samo pole. z radia wtem nagle wypada Maryla Rodowicz, Kolorowe Jarmarki, wersja studyjna, a potem oczywiście niezapomniana Anna German. ni to swojskość, ni to kosmos, taki poboczny bank pamięci, kraj coś przypominający, co peryferyjność ma już w nazwie.

cccp

 5 
  1. komsomos taki.

    1
  2. kosmos w sosie komsomatycznym nawet.

    2
  3. eli.wurman

    ej, ten młody wygląda jakby podjebał akumulator

    3
  4. poznałem kiedyś kilku z mołdowy. mieli gąsior (dwa?) wina z domu — i skrzynię jabłek (z sadu) w pokoju hotelowym gostinnicy rossija w moskwie w czasie prohibicji, nazywanej dla niepoznaki pieriestrojką. fajnie było, bo ten pomarańczowy (?!?) szampan dla Turystów, co go sprzedawali w bufecie hotelowym byl gorszy (dużo).

    4
  5. @eli.wurman: na pewno nie. niesie go potrzebującej staruszce żeby podłączyć do rozrusznika niewidzialnym przewodem.
    @makowski: a ja na ten przykład piłem wino lokalne (jednak ukraińskie), 60 hrywien za 3 litry, co daje dobry przelicznik 7,5 zł za litr. Kaberne, stało na kartonie. chyba nawet się nie zatrułem, schłodzone wchodziło nieźle.

    5

co Ty powiesz

filtr antyspamowy jest nierychliwy. wiem o tym.