moje miasto to wielka wieś z zagrodami. w każdej zagrodzie drżą ludzie o swoje mająteczki i autka. grupują się, bo w kupie raźniej. otaczają murami, zasiekami, rowami z wodą, polami minowymi. stawiają kulawych i zezowatych strażników na bramach, żeby odstraszali intruzów. nie mówią sobie dzień dobry, unikają spojrzeń, przemykają truchcikiem od bramki do drzwi mieszkania. czują jakże uzasadnioną wyższość nad tymi, którzy się nie zagrodzili, których stać tylko na mieszkanie luzem, bez czujnych ochroniarzy przechadzających się ścieżkami wysypanymi żwirkiem wśród kwitnących kwiatuszków.

ci strażnicy jakoś nie pasują do atmosfery obejścia – noszą pistolety gazowe za kaburą, w rękach trzymają pejczyki a na czapeczkach mają wydziergane czaszki małych kociąt. póki co pokrzykują tubalnie na zbyt wesołych lokatorów, przyjaźnie potrząsając plastikowymi różowymi kajdankami.

już niedługo mój wyrok się skończy, na ściance regału wydrapuję widelcem kolejne dni. wyjdę sobie na wolność i odetchnę stęchłą świeżością powietrza zwykłej kamienicy.

 2 
  1. Obserwator

    BO TO BLOK MIESZKALNY A NIE OBORA!

    1
  2. Beskidy 2005:
    – szczęść boże sasiedzie – daj boże, jak grzyby?
    – trochem uzierał sąsiedzie, po deszczu to wysyp. geodety przyjechałay – i co, przybyło wam sąsiedzie czy ubyło? – mnie przybyło, Józkowi ubyło
    – to co papierów nie ma?- na co komu były paipry, toz z dziada pradziada jego las – trza papiry miec sasiedzie – ano, panie, takie czasy, szczęść boże – daj boże, daj boże.
    Tak dla równowagi…:)

    2

co Ty powiesz

filtr antyspamowy jest nierychliwy. wiem o tym.