“Dzień dobry, dzwonię z firmy Kalafior, mam dla pana propozycję obniżenia pana rachunków, wygasła panu umowa, wystarczy więc, że podpisze pan nową…”
“Dziękuję, na razie nie jestem zainteresowany. Jak już się zdecyduję, to z pewnością zadzwonię do państwa” – wszedłem pani w słowo.
“yyyy w porządku, dziękuję, życzę miłego dnia” – padła odpowiedź ze słuchawki.
Dwa tygodnie później zadzwonił pan, rozmowa wyglądała podobnie – “Nie jestem zainteresowany, dziękuję bardzo”. Po kolejnych dwóch tygodniach – następny telefon, zatroskanej konsultantce dopytującej się, czemu nie chcę się dalej związać z Kalafiorem, odpowiedziałem, że rozważam oferty konkurencji… Uuu, błąd. W wybornym kalafiorowym ceeremie zapaliło się światełko. Wyczekali dwa tygodnie. “Chciałabym zaproponować panu…”. “NIE! DZIĘKUJĘ!”. Najwyraźniej odebrali to jako sygnał do zwiększenia naporu i zadzwonili już w następnym tygodniu. Na szkoleniach widocznie uczyli, że kiedy klient mówi “nie”, to myśli “może”. A jak myśli “może”, to prawie jakby kupił. Poirytowany kazałem panu zanotować w ceeremie, a jak nie umie, to w kajeciku, że na bambus, niczego nie podpiszę i bez odbioru. Kalafior jest jednak wspaniałomyślny i postanowił dać mi jeszcze jedną szansę skorzystania z ich hojnej oferty. Niestety, w kolejnym tygodniu pani konsultantka trafiła na zły moment… ja wiem, ona osobiście jest niewinna… zachowała jednak spokój do końca i życzyła mi miłego dnia. Sądziłem, że to już pomogło, że uwolniłem się od nich, jednak niezwodny system podpowiedział kolejnemu konsultantowi, że czas ze mną się skontaktować, więc po upływie kolejnego tygodnia (niemal co do minuty) zadzwonili znowu…

Jestem obiektem beznadziejnie nieodwzajemnionego uczucia, jakiegoś klinicznego przypadku miłości niespełnionej. Do kogoś, kto kocha tak, jak Kalafior kocha mnie, nie trafiają żadne, choćby bardzo asertywnie podawane argumenty. Ktoś taki każdy przejaw niezdecydowania zinterpretuje na swoją korzyść. Każde zawahanie, zawieszenie głosu – jako swoją szansę. Ktoś taki w ogóle wierzy, że “skoro bije, znaczy kocha”. I kilka godzin po ostatniej, wydawałoby się ostatecznej rozmowie, wysyła smsa: “Dziękujemy, że Jesteś z Nami. Biuro Obsługi Klienta.”

 2 
  1. ha, ja postąpiłem inaczej… zgodziłem się, ale przyznałem się, że jestem firmą. i w tym momencie musieli mi przysłać pisemną umowę. rzecz w tym, że nie mieszkam w wielkim mieście, a jakieś 5 kilosów obok. I te 5 kilosów to zawsze była zapora nie do przejścia, nie wiem, jakaś głucha niechęć kurierów, inkasentów, urzędników, poczciarzy, zakładu energetycznego, wodociągów, ekip remontowo budowlanych, niań wreszcie.
    nartostradę z tepsy z dziesięć razy zamawiałem, za każdym razem grzęzło w bezwładzie, każdy konsultant zapewniał, że na bank, liczył już sobie prowizję… a sygnał nartostrady słabł eksponencjalnie z każdym metrem od granicy miasta.
    no itak samo było z ofertą fmy kalafior – umówiliśmy się na podpisanie umowy i nigdy więcej o nich nie usłyszałem.

    1
  2. Arkadia75

    Miałam kiedyś do czynienia z bardzo upartą panią z firmy x, która co jakiś czas dzwoniła proponując obniżenie rachunków itp. Dzwoniła do firmy, w której pracuję i gdzie decydentem w tej kwestii jest szef. Ponieważ dzwoniła już parę razy nie zastając szefa, przekazałam mu i zapytałam, co on na to. Stwierdził, że nie dziekuje i że moge jej podziękować, kiedy będzie dzwoniła następnym razem i pod żadnym pozorem nie dać mu telefonu, bo nie chce, nie lubi i nie ma czasu rozmawiać. Kolejna rozmowa: dzien dobry bla bla, chcialabym bla bla, ja na to, niestety, nie zastała pani szefa, ale przekazałam a on odmówił. Ale jak to, taka fajna oferta, niemożliwe, ja jednak bym chciała z szefem. Przykro mi nie ma. Kiedy zastanę. Jutro. Szef: nie, nie będę z nią rozmawiał. Kolejna rozmowa: blabla, blabla, nie, nie zastała pani, ale przekazałam, nie chce skorzystać z pani oferty. Jak to, przecież ja mu nie przekazałam oferty. Ale ja przekazałam. Ale niemożliwe, ja muszę z szefem. Nie ma. Kiedy będzie. blabla blabla. Następny dzień: nie, dziękuję, nie będziemy korzystać z pani oferty. Ale ja chcę z szefem. Ale szefa nie ma. Ja wiem, że pani chroni szefa, ale ja chcę mu przedstawić ofertę. Ale szef nie chce pani oferty. Ja na panią doniosę, ja zadzwonię do pani szefa, ja mu poskarżę, że pani działa na szkodę firmy, że nie chce pani, żeby firma oszczędziła. Proszę bardzo, ale od szefa usłyszy pani to samo dowidzenia.
    Nie przytaczam jeszcze paru rozmów, w których z braku możliwości przerwania jej słowotoku mówiłam stanowcze nie dziękujęmy dowidzenia i odkładałam słuchawkę, na co oddzwaniała za chwilę z pretensjami, że jej nie dałam skończyć.
    Któregoś dnia miała nieszczęście trafić na szefa. Takiej zjebki w jego ustach nie słyszałam nigdy. Nie dzwoniła już więcej.
    Przepraszam za rozpisanie się, ale ulało mi się.

    2

co Ty powiesz

filtr antyspamowy jest nierychliwy. wiem o tym.