w jakimś zakątku czerepu pałęta mi się jeszcze kilka niedorozwiniętych myśli, związanych z rumuńską wycieczką, które odpowiednio podlane, kto wie, mogłyby spulchnieć i wyrosnąć, do rozmiaru posta albo i, hoho, lepiej. mógłbym na przykład opisać Bukareszt – skupisko monumentalnych betonowych stelaży pod animowane powierzchnie reklamowe, obwiązane pęczkiem drutów, przypominające skrzyżowanie Moskwy z Warszawą i czymś jeszcze. albo porównać Rumunię z innymi krajami regionu, które widziałem – Bułgarią, Serbią, Albanią czy Macedonią, a wobec których przeciętny Polak czuje cywilizacyjną wyższość, którą to wyższość też można by przeanalizować. albo z Turcją, wobec której Polak również czuje wyższość, ale jednak pomieszaną z pewną obawą. albo zachwycić się rozpadem i deterioracją, erozją niwelującą ludzkie wysiłki do poziomu płaszczyzny naddunajskiej. albo znów przyjrzeć się kokonowi, wzmocnionemu tym razem dodatkowo blachą samochodu, oddzielającemu mnie od tamtejszości. i znów pochylić się nad własnym niedosytem i niespełnieniem.

ale właściwie to nie wiem po co. ale już mi się nie chce. wróciłem pusty, albo może tzw. życie szybko napełniło mnie na nowo koktajlem ze składników tutejszych, mojszych.

a więc jeszcze tylko trochę zdjęć. tutaj.

żurawie

10 zdjęć z różnych miejsc na trasie w Rumunii. oczywiście: to nie jest jakaś summa Romaniae, a raczej subiektywny wybór moich spojrzeń. zdjęć będzie więcej – po obróbce, w osobnej galerii. a może i jakiś post jeszcze się zrobi, kto wie.


(klik klik, jak się załaduje strona)

szarfy psich jelit
barwią marznący dystans
od Tąd do Nikąd

nad Dunajem, w Tulczy, frustracja: większość noclegów nieczynna, te, co czynne – drogie; uszkodziłem sobie zderzak wpadając kołem w rynsztok; no moja wina, ale to, że mogę sam siebie teraz ukarać, jakoś mnie nie pociesza. no i wieje. i brzydko (w miescie, poza – lepiej), taką urodą tandetnej szminki.

święta widoczne, ale nie przeszkadzają. błogosławiona nieznajomość rumuńskiego? a może natężenie bodźców jednak inne, nie wiem.

pan Bart zainspirował mnie do popróbowania techniki hdr. choc planowałem to zrobić dopiero po powrocie, to jednak dzisiejszy nienastrój wymagał pozytywnej stymulacji: sprawdziłem więc, co tutejsze komputery potrafią zdziałać. pierwsze próbki:


(klik klik, jak się załaduje strona)

ps. wyciągnę tu pewien raz z Jassów, bo mało kto klika na tego unterbloga

zalegle, jeszcze Sapanţa. wzruszajace, tak po prostu.
a ja juz w Suczawie, a ja juz w Jassach…


(klik klik, jak się załaduje strona)

(balaganiarsko, ale nie mam sily walczyc z layoutem. przy okazji widze, ze vontrompka nieco sie wali pod FF 2x. pliz apgrejd tu tri.)

Chyba Stasiuk napisal, ze w Rumunii nie uzywaja kierunkowskazow, bo sie zuzywaja, za to trabia (trombio), bo to nic nie kosztuje. No, efektowne, ale. Jak na razie trabia z rezerwa, migaja w normie, a migajacego wpuszczaja (eureka! to tak mozna?). Wiec jakos inaczej, nie tak. Ech, ten Stasiuk, zawsze Stasiuk. Zrodlo wiedzy o krajach srednio odleglych dla srednio oczytanych Polakow. The Source. The Sorcerer.

Staram sie czytac jak najmniej przed wizyta, raczej po. Raz, ze nie lubie znieksztalcac postrzegania, dwa – nawet najlepsze pioro nie przemieni papieru w namacalnych ludzi w namacalnych realiach, trzy – jestem leniwy. Zatem, naiwny prostaczek, ogladam kolorowe (albo raczej szaro-bure) trojwymiary, zbieram w glowie obrazy i dzwieki (zapachy rzadziej, za zimno).

Poznanie zaposredniczone. Ja sam zaposredniczam teraz siebie, nie piszac o Baia Mare czy Sighetu, ale o swoich myslach w tych (czy – wlasciwie – jakichkolwiek) miejscach. Odbior bardziej zajmujacy od zrodla, przewodnik – od wedrowki, krytyka – od dziela. Czytanie blyskotliwych i niszczacych recenzji gniotow filmowych bywa przeciez przyjemniejsze niz ich wlasnooczne ogladanie. Na youtube mozna obejrzec reakcje ludzi ogladajacych film z dwiema pannami w akcie seksualnym defekujacymi a potem zjadajacymi produkt (kto ciekaw, niech se wpisze… a nie, nie dam). Czy beda reakcje na reakcje? Druga pochodna gowna? Zrozniczkowana perwersja, wszechogarniajacy trackback i cytologia.

Zeby podtrzymac jakis stereotyp, powinienem tu zamiescic pierwsze zdjecie zrobione po przekroczeniu granicy wegiersko-rumunskiej: wesolego i niczyjego psa, ktory walesal sie na przejsciu, probujac wydebic podarki od cudzoziemcow zatrzymujacych sie po winietke. Brak obrozy moja zwesternizowana glowa automatycznie tlumaczy jako niczyjosc, a wiec opuszczenie i pożałowaniagodność (prosze docenic, ze pracowicie wkleilem polskie znaki diaktryczne). Sporo tu takich skundlonych owczarkow, choc nie spotkalem jeszcze zadnej watahy. Zdjecia jednak nie zamieszcze, bo w kafejce komputery sa opancerzone, monitory za dodatkowa szyba, a podkladka pod mysz przykrecona srubami. Cud, ze myszka jest ruchoma.