Ja, , nie płakałem(am) po




ctrl x

ciała bezwypadkowe tanio

w innym nastroju – wyciekając w przeszłość.
kiedyś, dawno, był taki tekst – 1979.
tu trochę później.

czas przyszły niedokonany

a na papierze, w pewnych kioskach, można zobaczyć trochę oddalenia. (już nie)

Kiedy pani Ania wsiadła do autobusu, Majuszczyk zdecydował, że dzień nadszedł.

Majuszczyk miał sześćdziesiąt cztery lata, od dawna żył bez żony, był kierowcą autobusu szkolnego i nienawidził swojej pracy. Nienawidził wyrostków, których woził, za ich pryszcze i buzujące hormony, znajdujące ujście w sprośnych żartach i obleśnych historyjkach, docierających do Majuszczyka zza pleców. Nienawidził też pani Ani, względnie młodej nauczycielki, która czasem podjeżdżała autobusem do szkoły. Jej duży biust, zbyt silny makijaż i za mocne perfumy budziły w nim odrazę. Tej nienawiści nikt nawet nie przeczuwał – Majuszczyk skutecznie krył ją pod milczącym, jakby przepraszającym uśmiechem. Za przymus maskowania nienawidził ich jeszcze bardziej.

W Żerdziskach autobus wjeżdżał na prom, żeby przeprawić się przez rzekę, rozlaną leniwie w tych okolicach. Był mały ruch, na promie był jeszcze jeden samochód i trzech pieszych. Majuszczyk zaparkował przy końcowej barierce. Wszyscy siedzieli w autobusie, bo na zewnątrz padało. „Teraz” – pomyślał Majuszczyk. Przymknął oczy, przeżegnał się, bardzo pewnie i spokojnie uruchomił silnik, zwolnił ręczny, wcisnął gaz i puścił sprzęgło. Autobus gwałtownie wierzgnął, przebił barierkę i wpadł do rzeki.

Kiedy następnego dnia specjalny dźwig rzeczny wyciągnął autobus z mielizny, szkolne ciało pedagogiczne postanowiło nie karać Majuszczyka, uznając zdarzenie za nieszczęśliwy wypadek starego pracownika. Poza kilkoma przeziębionymi uczniami i lekko uszkodzonym pojazdem nie było żadnych strat. Postanowiono jednak kierowanie autobusem powierzyć komuś młodszemu, a Majuszczykowi zaproponować mniej odpowiedzialne i bezpieczniejsze stanowisko palacza w szkolnej kotłowni. Majuszczyk nie oponował. Ogień cenił znacznie wyżej niż wodę.

najwięksi zbrodniarze w historii ludzkości

bardzo bym nie chciał występować w jakimś abstrakcyjnym żarcie

soliści, solidarność

był już kiedyś człowiek z żelu. ale.

czlowiek nie jest rzeczą. twój żywiciel zasługuje na szacunek. okaż mu serce, a zyskasz przyjaciela. towarzystwo humanitarnej inkubacji. chodź, Grzesiu. pani wyszczotkuje ci pachy.